malz.co

Wydrukowałem album ze swoimi zdjęciami!

Jak na to, jak wiele zdjęć robię – bardzo mało ich drukuję. W ostatnim miesiącu odwiedziłem co prawda drukarnię jakieś dwa razy, ale były to wydruki dla znajomych, nic dla siebie. Zobaczenie czasem swoich zdjęć na papierze to natomiast zupełne inne uczucie niż wyświetlenie ich na choćby najlepszym monitorze – dokładnie wylany atrament na świetnym papierze robi robotę. Saal dotarło do mnie z reklamą, która oferowała mi wydruk zaprojektowanego przeze mnie albumu w cenie jego wysyłki. Szybko przeanalizowałem, że druga taka okazja szybko nie nadejdzie i wziąłem się za skład autorskiego albumu.

Spośród dostępnych opcji padło na kwadratowy format o długości boku 19 centymetrów o matowej okładce bez watowania (watowanie pogrubia okładkę o trzy milimetry). Produkt w katalogu producenta nazywa się Fotoksiążka XG, czyli ekstra gruba, co świadczy o wysokiej gramaturze stron wewnętrznych na poziomie 600 g/m^2. Wybrałem też błyszczące wykończenie powierzchni stron i w tym momencie przystąpiłem do wypełniania stron w kreatorze. Po lekko ponad tygodniu od złożenia zamówienia kurier dostarczył mi przesyłkę. Gotowy, szesnastostronicowy album prezentuje się następująco: 

Jeśli chodzi o program do projektowania albumów, jest on przejrzysty i, co ważne, przy każdej opcji wpływającej na cenę produktu wyraźnie wskazuje różnicę w kwocie; niestety wymaga on pobrania i zainstalowanie na komputerze, na szczęście dostępny jest zarówno na Windows, jak i na Mac OS X. Pozwala on na dokładne umieszczenie elementów na stronach – dokładnie tak, jak wymyśliliśmy to sobie w głowie. Minus za brak możliwości dodawania elementów wektorowych – nie znalazłem takiej funkcjonalności.

Album po wzięciu do ręki sprawa świetne pierwsze wrażenie dzięki dobrej jakości okładce. Z powodu wybranych do albumu zdjęć nie jestem w stanie ocenić odwzorowania kolorów ;-), natomiast fotografie czarno-białe wyglądają bardzo dobrze, bez rzucającego się w oczy zafarbu w jakimkolwiek kolorze, z przyzwoitym kontrastem. Mam jednak wrażenie, że błyszczące wykończenie stron mogłoby być bardziej zbliżone efektem do błyszczącego papieru fotograficznego znanego z odbitek – tutaj trochę to kojarzy się z lepszej jakości książeczkami dostępnymi w sklepach. Zaletą jest natomiast wartość dopłaty za papier błyszczący, która nie jest zależna od ilości stron w albumie. Dziwi mnie też dopłata za wydruk bez kodu kreskowego – chodzi o malutkie ikonki w rogach dwóch ostatnich stron, które nie rzucają się w oczy, standardem w branży jest natomiast raczej brak takich oznaczeń. Jeśli chodzi o skład samego albumu, jest on wykonany bardzo poprawnie włącznie z estetycznymi rogami okładki. Jeszcze jedna sprawa – producent nie przewiduje pierwszej i ostatniej rozkładówki jako pustej, co trzeba wziąć pod uwagę przy projekcie. Z tym wiąże się fakt, że krawędź obicia okładki minimalnie prześwituje na drugiej i przedostatniej stronie produktu. Saal może też wyprodukować okładki w pięciu kolorach ekoskóry bądź w imitacji drewna – jestem ciekaw, jak prezentują się te wykończenia. Razem z albumem zamówić można twarde opakowanie z magnesem przycięte na wymiar fotoksiążki, co doda elegancji. 

Podsumowując – czy mogę polecić? Tak. Czy rozważę ww. firmę, gdy będę potrzebował albumu ze sztywnymi stronami następnym razem? Tak. Czy jestem za tym, żeby Saal pakowało swoje fotoksiążki bezpieczniej niż w folię i warstwę pianki? Trzy razy tak!

Dzięki, Saal!